poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Samo-realizacja

Naczytałam się ostatnio w poradnikach (tak jakoś nie mogę sobie ich odpuścić, zawsze mam nadzieję, że jednak znajdę w nich coś, co mnie zmieni...) o Samorealizacji.

W ogóle samo słowo już mnie zastanawia i zaciekawia, bo właściwie cóż ma znaczyć, że sama zrealizuję się, ale co właściwie? Realizować to można program, jakiś z góry założony harmonogram, zdążać do określonego celu. Ale żeby siebie?
Czy można się w ogóle nie zrealizować? Jak wygląda takie niezrealizowane życie? Czy nie kończy się ono śmiercią, przecież nie zrealizowało się założonego planu?

No więc siedzę na grzędzie i zastanawiam się dzielnie (choć już strasznie jestem zmęczona), czym mogłabym się stać, gdyby udało mi się zrealizować się. Już nieważne, czy samej, czy z czyjąś pomocą, w wyniku własnych głębszych i płytszych przemyśleń, czy też po przeczytaniu poruszających poradnikowych mądrości. 

Czym mogłaby się stać?



"Po prostu przestań się wkurzać"

Nadeszła wiosna, a moje życie nadal wypełnia po brzegi ta sama pustka... Chciałabym, och jakbym chciała, żeby się ona wypełniła treścią...

Czytałam ostatnio w jednym Poradniku, że w takiej sytuacji należy jednoznacznie i definitywnie przestać narzekać, zamknąć dziób i coś zmienić, gdyż rzeczy dzielą się na takie, które nas wkurwiają i z którymi można coś zrobić oraz na takie, które również nas wkurwiają, ale z którymi zrobić nic się nie da.

(Poradnik pomijał te rzeczy, które nas nie wkurwiają, pewnie zakładając słusznie, że jak kogoś spotykają takie przypadki, to Poradników nie czyta, bo po co.)

No więc z tymi pierwszymi trzeba coś zrobić zamiast się wkurwiać. A na te drugie przestać się wkurwiać, bo to i tak nic nie da. Proste? Proste, w Poradniku jest zawsze proste, a potem odkładasz go na półkę, i cóż - ja bym najwyższe Odznaczenie Kurze i milion jaj, normalnie abonament na jaja do końca życia dała temu, kto powie mi, jak się to właściwie robi?!

"No Kuro, przestań się wkurzać(sic!) przecież nic ci to nie da, tylko nieprzyjemna jesteś" "Ok. Przestanę, choćby już, ale jak?" "No cóż... Hmm.. No po prostu, przestań myśleć o tym, jak bardzo cię to wkurza i już..." "???!!!??!"


Jak znacie sposób, to dajcie znać, proszę.

czwartek, 25 kwietnia 2013

Bajka o orle

Dzisiaj znalazłam w sieci inspirację. Bajkę o orle. Nie będę jej tu całej przytaczać, generalnie chodzi o to, że orzeł urodził się w zagrodzie z kurami i nikt mu nigdy nie powiedział, że jest orłem i do końca życia żył w przekonaniu, że jest najprawdziwszą kurą (albo kogutem, nieważne). Przykra historia. Sprawia, że z jeszcze większą zaciętością i uporem dążę do znalezienia swojej własnej drogi i zrealizowania siebie(sic!)

 Co byś wybrał - być orłem żyjącym wśród kur. Mającym co prawda ogromny potencjał, ale nie wiedzącym o tym i spędzającym całe swoje życie, jak kura, czy być po prostu kurą, tylko kurą, niczym mniej i niczym więcej, z pełną tego świadomością?

czwartek, 18 kwietnia 2013

Trzecia osoba - nietrafiony eksperyment

Ok, próbowałam, przynajmniej tyle mogę powiedzieć. Nie przybliżyło mnie to do niczego i generalnie chyba było bez sensu. Powrócę więc potulnie do opisywania rzeczywistości swojej ograniczonej ze swej własnej mizernej perspektywy.

Najwyraźniej w moim życiu kurzym nie za wiele jest miejsca na epokowe odkrycia... Smutne to trochę, bo przecież tyle mam aspiracji wciąż, ale cóż... Jestem Kurą i trzeba się z tym w końcu pogodzić.

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Wiele rzeczy ostatnio Kurę dziwi, a zwłaszcza strusie




„Po co one tak cholernie urosły?” zastanawia się Kura. „Teraz muszą się chować. Jakby były małe, jak kury, to by nie musiały”. 

Pomyślała jeszcze, że właściwie one nie za bardzo skutecznie się chowają, gdyż skryte są tylko w swym własnym mniemaniu, zaś cała reszta świata widzi je doskonale. No, ale być może one o tym nie wiedzą, bo przecież są pewne swojej niewidzialności. 
  
Kura pomyślała jeszcze, że musi zapytać jakiegoś strusia, jak tylko go spotka, jak to jest być tak wielkim i móc tak szybko biegać, bo ona tego nigdy nie doświadczyła, z racji swoich ograniczeń. A przede wszystkim jak to jest być tak wielkim, że wszyscy cię zauważają i nie masz gdzie, ani jak naprawdę się schować. Ciągle, chcąc nie chcąc, być w centrum zainteresowania zbyt wielu oczu...




A tak swoją drogą, to czy one naprawdę chowają głowy w piasek, czy to tylko taka propaganda?
Z całym szacunkiem, ale jedno zdjęcie nie jest wcale dowodem - photoshopa umie już obsługiwać nawet pisklę... Tam w tle widać bociana chyba... No przecież nie strusia, bo struś, tak jak kura, nie lata przecież.

Kura robi eksperyment


Dziś Kura zaczęła pisać o sobie w trzeciej osobie. Gdzieś o tym słyszała i stwierdziła, że być może pomoże to jej zmienić nieco perspektywę i zbliżyć się choć o kroczek do wyjrzenia-poza-siebie-i-ujrzenia-Prawdy, co jest cichym Kury marzeniem. 


No więc opisuje siebie z dystansu, Dzielna Kura. I co? I nic. Nadal jest zaściankowa, nadal siedzi na grzędzie, dziobie i wysiaduje i wygląda trochę, jakby się cały czas dziwiła. A przecież nic w tym dziwnego – ot, Kura. 


piątek, 12 kwietnia 2013

Codzienność uderza prosto w dziób!


Przez jakiś czas już mi się prawie udało zapomnieć, żem jest ino kurą… Życie jakoś się układało, słoneczko świeciło, kurczęta podrosły trochę, co optymistycznie pozwalało patrzeć w przyszłość: być może kiedyś wreszcie będą w stanie same się o siebie zatroszczyć, a ja odzyskam dzięki temu nieco czasu i swobody… Cóż, tylko na chwilę życie pozwoliło się cieszyć owym złudzeniem. Kurczęta jednak dorosłe nie są, ani samowystarczalne i jeszcze długo nie będą. Są natomiast niewysłowienie marudne – jakby startowały w konkursie, któremu uda się bardziej wyprowadzić kwokę z równowagi. Nie potrafię powiedzieć na razie, które wygrywa. Może są w zmowie, żebym nie była w stanie zgadnąć.

Kurze udka



Dbam o siebie. Nie mam za dużo tłuszczu, nie przeziębiam się i nie jem antybiotyków, hormonów ani sterydów. Wiele mnie to kosztuje wyrzeczeń. Jak to po co?! Jestem z siebie dumna, że tak o siebie dbam! Mam takie wspaniałe kurze udka – takie ponętne, seksowne i apetyczne. 


Hmm… A przecież jak na nie patrzę (co nie zdarza się tak znowu często), to dostrzegam w nich zgoła inne walory. Dobrze mi służą – do chodzenia, podskakiwania śmiesznie i siedzenia na grzędzie. Są mi niezbędne by się przemieszczać, nie latam przecież. Nie oceniam ich walorów smakowych ani estetycznych. Nawet rozmiar nie ma dla mnie znaczenia w tym konkretnym przypadku…


Lecz chyba takie podejście pragmatyczno – użytkowe się nie przebije w dzisiejszym świecie. Nawet mnie ono do końca nie przekonuje.